wtorek, 8 listopada 2011

Wciągająca książka - cz.2

Witajcie!
Tak jak wiecie, zostałem wciągnięty przez książkę. Oto co działo się później:

Był następny dzień. Słońce było w zenicie, przez co było okropnie gorąco. Sue obudziła się, zjadła śniadanie, odświeżyła się i ubrała w kolorowe ciuszki. Postanowiła mnie odwiedzić..
Stała tuż pod drzwiami mojej chatki, zapukała, i nic. Zapukała ponownie, dalej nic, zapukała jak najmocniej potrafiła, jednak nikt się z chatki nie odzywał. Wyciągnęła różdżkę, której koniec świecił na pomarańczowo. Wycelowała w drzwi mojej chatki, a te otworzyły się. Weszła do środka, rozejrzała się po chatce, i nigdzie mnie nie było. Postanowiła mnie poszukać..

Wracając do mnie. Po wessaniu do książki, czułem ogromny ból głowy. Obracałem się chyba milion razy na minutę. Wreszcie wszystko ucichło, poczułem mocny wiatr. Czułem pod nogami trawę, otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Stałem na jakiejś polanie, głęboko urozmaiconej roślinami. Drzewa oplatały kolorowe róże, z ziemi wyrastały ciemno krwiste ( na oko ) porzeczki. Słońce rzucało rozstrzelony cień, co jakiś czas przelatywały różnokolorowe orły.

Wracamy z powrotem do Sue. Biedna dziewczyna przebyła całe Panfu, nie było mnie nigdzie! Wreszcie postanowiła sprawdzić komnatę Kamarii. Ajć! Gdy już tam była zobaczyła jak Kamaria podlewa kwiaty na tarasie. Sue różdżką sprawiła, że stała się niewidzialna i przedostała się do komnaty. Tam zobaczyła książkę która leżała na ziemi. Na palcach podeszła do niej, rozpoczął się kolejny rytuał "wessania". Sue także została przeniesiona do mnie.

A teraz znów ja. Kiedy tak obracałem się w miejscu, pełen podziwu, wsłuchany w śpiew ptaków i szum liści, usłyszałem jakby ktoś stanął na patyk który się złamał. Zerwałem się. Nagle zza drzewa wyleciała paląca się strzała, wskoczyłem w pobliskie krzaki. Strzała upadła na ziemię spalając nieco trawy. Nagle zza drzewa wyszedł żółty człowiek. Miał brązowe, bardzo grube, opadające na boki włosy. Miał szerokie bary, oraz miał jakieś 150 cm wzrostu. W ręku trzymał maczetę. Nagle w ziemię strzelił szary piorun, ogromnie się wystraszyłem. W miejscu w które uderzył piorun, stała wysoka panda. Ubrana była w szare ciuchy, oraz miała długą, szarą brodę. Na oku miał czarną opaskę. Nagle, w rękach tej pandy pojawiły się dwa sztylety. Rozpoczęła się miedzy nimi walka. Tępe odbijania miecza od sztyletu rozlegały się po lesie. Nagle szara panda zniknęła, na polanie leżała ta żółta. Podbiegłem do niej czym prędzej. Leżała z otwartymi oczami, i wpatrywała się w niebo.
- To mój koniec...
Powiedziała panda podnosząc bluzkę. Ukazała się głęboka rana, panda krwawiła. Nagle wyciągnąłem różdżkę, i wymachnąłem nią prosto w ranę. Z początku panda zagryzła wargi, ale zaraz uśmiechnęła się.
Wstaliśmy oboje. Nagle na polane przyleciały setki motyli. Rozprysły się one w powietrzu, a liście drzew stały się fioletowe. Niektóre drzewa wpadły pod ziemię, ukazując ścieżkę.
- Co się tu dzieje?!
Spytałem żółtego.
- Jestem Karen, czarodziej leśnych Panda-Elfów. Od setek lat jesteśmy nękani przez naród...
Urwała nagle panda.
- Czyj naród?
Spytałem. Karen rozejrzał się po polanie, i szeptem powiedział :
- Naród Czarnego Maga.
- Kim on jest?
Znów spytałem.
- Czarny Mag... został wysłany w inny wymiar. To dzięki wodzowi Sentowi. Chodźmy do wioski, zanim znów nas zaatakują.
Odpowiedział. Nagle wyciągnął rękę, wskazując na ścieżkę. Zrozumiałem jego znak, kazał mi iść tą ścieżką.
Jak mi kazano, tak i zrobiłem. Ruszyłem pierwszy, Karen podążał za mną.
- Do jakiego wymiaru został wysłany Czarny Mag?
Zapytałem.
- Nie znamy go dokładnie. Wiemy tylko, że posiadł moc Kamienia, która w naszym wymiarze jest najsilniejsza.
Odpowiedział drżącym głosem.
Resztę drogi milczałem. Wreszcie doszliśmy do pewnego miesjca. Była to wioska Prantu. Była to niewielka polana, wokół której stały namioty, utkane z różnych materiałów. Na środku polany znajdował się wystrugany pomnik, który miał chyba skrzydła orła, pazury niedźwiedzia, i wiele rzeczy zwierząt leśnych. Pod pomnikiem znajdował się okrąg kamieni, to było ognisko. Nagle z największego namiotu wyszedł złoty człowiek, który miał na sobie białą szatę. Nagle wszyscy ucichli. Popadali na kolana i głową dotykali ziemi. Nie wiedziałem co mam zrobić, nagle Karen pociągnął mnie za nogawkę i kazał zrobić to co inni. Zrobiłem to. Leżałem chyba dobre 5 minut.

Ciąg dalszy nastapi . ;)

A w kolejnej części :

Sue przybędzie do naszej krainy, ale czy trafi do miasta? Przeżyjemy atak klanu Czarnego Maga. Oraz dowiemy się nieco więcej o NIM.

Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz