poniedziałek, 14 listopada 2011

Odnalezienie "Trzeciego" i moja tajemnica

Siemanko!
Tak jak ostatnio mówił Malexis gwiazdy ułożyły nam się w napis i spadły jakby na Bitterlandię. Postanowiliśmy to sprawdzić.
Spakowaliśmy wszystkie potrzebne rzeczy i wyruszyliśmy o 3.00 tak żeby Kamaria nie mogła nas zobaczyć.  Zanim dotarliśmy do miejsca wspinaczki minęło pół godziny. Zaczęliśmy się wspinać.Wiatr wiał lekko więc nie było nam zbyt trudno. Gdy byliśmy już w połowie drogi ze strony Bitterlandii nadlecieli ( nie latali tylko lewitowali dzięki zaklęciu) słudzy Evrona. Zaczęli strzelać w nas różnymi zaklęciami . Postanowiliśmy schować się w pobliskiej jaskini. Niestety zaraz potem panda , Która przewodziła wszystkimi innymi znalazła nas. Gdy tylko pojawił się w jaskini wszystko zaczęło świecić i usłyszeliśmy głos :
OTO TRÓJKA MAGÓW JEST ZNOWU RAZEM . DRÓRZYNA MAGÓW WRESZCIE SIĘ ODRODZI
Zrozumieliśmy że to jest ostatni mag ale przecież on... służył EVRONOWI!!! Nagle nieznajoma panda zaczęła mówić sama do siebie :
- Ale to niemożliwe.. ale on mówił że ...że... dwóch pozostałych też służą jemu..
-Siemanko jestem Malexis !!!!
Szarpnęłam go za rękaw i szepnęłam 
-Zwariowałeś!! Ten koleś służy Evronowi!!!!!
- I co z tego może się zmieni nie słyszałaś co mówił !! Evron go oszukał!!
-Jeśli nie przeszkadzam wam(szepnęła nieznajoma panda) to nazywam się Marcin31.
-Cool! (odpowiedział Malexis) To jest Sue80!! Może zamieszkasz z nami na Panfu!!
-Dobra ale trzeba jakoś uciec przed magikami Evrona
Powiedział Marcin
Zaczęliśmy powoli schodzić z gór. Ale na nasze nieszczęście nadlecieli magicy Evrona i strzelili piorunem w kawałek gruntu na którym staliśmy. Wszystko zaczęło się sypać i spadaliśmy w ciemną przepaść. Marcin szybko wyciągną swoją różdżkę i zaraz potem Marcin i Malexis zaczęli lewitować. Niestety czar Marcina Nie uchwycił też mnie. Przypomniałam sobie wtedy o mojej tajemnicy.Ale przyszło mi na myśl też że oni się dowiedzą. No ale cóż wolałam przeżyć więc ściągnęłam moją kurtkę którą zawsze noszę i spod niej ukazały się moje wielkie skrzydła. Mogliśmy przelecieć spokojnie nad górami .Wylądowaliśmy w dżungli. Malexis zaczął zaraz zadawać masę pytań. Odpowiedziałam mu :
-Mówiłam ci że mój ojciec czarodziej poślubił wróżkę ( ci co nie pamiętają niech zobaczą to w moim poście powitalnym) i po nim odziedziczyłam zdolności magiczne a po matce całą resztę.
I od tego czasu nie noszę już mojej kurtki i zmieniłam cały swój wygląd po wczorajszej wizycie u Lily.
Wyglądam teraz tak :




No i to chyba tyle :P Do napisania!!

czwartek, 10 listopada 2011

Wciągająca Książka . cz4 OSTATNIA

Kiedy słońce było w zenicie, byliśmy przygotowani na atak. Nagle z nieba zaczęły strzelać szare pioruny, a niebo stało się ciemne. Nad całą wioską zapadł cień. Nagle rozległ się okropny krzyk, i od strony lasu ruszyli na nas szaraki. Nagle jednak zatrzymali się. Zaklęcie iluzji zadziałało, szaraki widziały tylko zielonego smoka, a obok spalone namioty. W pewnej chwili zaczęli uciekać z piskiem, to bardzo dobry znak, ponieważ wystraszyli się smoka. Po chwili iluzja zniknęła a mieszkańcy wiwatowali. Podnosili nas na rękach krzycząc
- Enrega Dark Magenng !
 Co znaczyło : Wolność od Czarnego Maga !
Wreszcie nadszedł decydujący moment. Wódz kazał Karenowi wysłać nas do punktu przejścia. Droga nie była trudna do przebycia, nawet lekka mżawka nam nie przeszkadzała. Wreszcie tam byliśmy. Stała przed nami wielka polana, otaczały ją kamienne posągi, na środku polany było betonowe koło. Kiedy tylko ustawiliśmy się tam, Karen dotknął jeden z kamieni, te kolejno zaczęły świecić, a my poczuliśmy lekkie łaskotanie i zaczęliśmy szybko wirować. Nagle wiatr uderzył w nasze twarze i... byliśmy z powrotem na Panfu. Co dziwne, wylądowaliśmy na tarasie, a nie w komnacie. Nagle gwiazdy na niebie ułożyły napis :
" Szukajcie trzeciego a napewno znajdziecie..." I nagle gwiazdy spadły jakby na Bitterlandię.

THE END.

No cóż, fajna historia no nie ? :D
Dziś Sue ma urkii ! Wszystkiego Najlepszego!

Lecę ;)

środa, 9 listopada 2011

Wciągająca książka - cz.3

Teraz opowiem Wam co działo się dalej.

Kiedy już wstałem rozejrzałem się dookoła. Wszyscy patrzyli na mnie zabójczym wzrokiem. Ja podniosłem łapkę i cicho powiedziałem "Siemka". 
- Że co?
Spytał Karen marszcząc czoło.
- No, siemka to znaczy coś jak witaj.
Odpowiedziałem. Karen kiwnął głową. Potem podszedł wraz ze mną do ich wodza ( tak ten złoty koleś). Powiedział coś niezrozumiałego do Parsena ( wódz ), po czym wskazał na mnie. Wódz odpowiedział coś do Karena, i weszliśmy do namiotu. Namiot ten był niewielki, na ziemi leżała skóra z niedźwiedzia, obok rosły jakieś zielska, na samym końcu namiotu, tuż pod ścianą, mieścił się zrobiony z bambusa tron. Wódz usiadł na nim. Reszta czasu przebywała normalnie, przedstawiłem się i wreszcie poznałem ich problem. Czarny Mag został wysłany jakiś czas temu w inny wymiar. Czarny Mag nazywał się w tym wymiarze Kr... no SamiWiecieKto. Jego historia nie była zbyt ciekawa. W wieku 15 lat, jego dom spłonął. Przeżył tylko on z bratem. SamiWiecieKto zamieszkał wraz z bratem na zamku chińskim. Miał tam kuzyna, nazywał się jakoś na E.. Najprawdopodobniej Evron. Wkrótce po tym, SWK zaczął praktykować czarną magię. Przez to wszystko, zaczęły wyrastać mu wąsy. Wszyscy czarnoksiężnicy tak mają, tylko niektórzy za pomocą pewnego zaklęcia, które ja oczywiście znam, mogą ich nie mieć. K... kilkaset lat temu został wysłany w inny wymiar, trochę później rudowłosy Evron. Jedyne zdjęcie jakie przybyło nie wiadomo skąd przybyło do wioski. Oto i one:
Nagle kiedy wódz opowiadał, namiot zaczął się palić...
To klan Czarnego Maga nas zaatakował!
Wybiegliśmy szybko z namiotu. Zobaczyliśmy kilkadziesiąt szaro ubranych pand. W rękach mieli wielkie miecze,    
a ubrani byli w szare zbroje. 

Teraz przejdziemy do Sue. 
Kiedy znalazła się w naszej krainie, nie wiedziała co robić. Jednak nagle ukazała jej się ta sama ścieżka. Biegła nią, aż wreszcie dotarła do miasta, właściwie do tego co zostało. Wszystkie namioty się spaliły, a szaraki biegały po polanie. Sue różdżką spowodowała, że czas się na chwile zatrzymał. Tylko ja i Sue mogliśmy się ruszać, wybiegłem, gdy tylko ją zobaczyłem podbiegłem do niej. Sue szybko złapała mnie za rękaw, i pociągnęła za drzewa. Różdżką znów odblokowała czas i wojna toczyła się dalej. Odbijanie maczet od szarych tarcz było słychać wszędzie. Uciekliśmy w las, biegliśmy naprawdę szybko. Aż nagle na coś, a raczej kogoś wpadliśmy. Zobaczyliśmy niewielkiego szaraka, nie miał on przy sobie maczety, ale za to jego ręce błyszczały na fioletowo. Sue wyciągnęła rękę przed siebie, postać owa była duchem! Krzyczeliśmy na cały las, oczywiście uciekaliśmy, a postać zniknęła. 
Jakąś godzinę później, wróciliśmy do wioski. Wszystko było spalone, a ludzie przeklinali pod nosem. Podeszliśmy i Sue powiedziała :
- Słuchajcie, pomożemy Wam, jeżeli Wy wyślecie nas z powrotem do domu.
Lud ucichł i popatrzył na Sue.
- Niby jak chcesz to uczynić? To tak jak kuć kamień w kopalni Czarnego Maga!
Powiedział drwiącym głosem, jakiś mężczyzna.
- Mamy pewien plan!
Szybko odpowiedziałem. Złapałem Sue za ramię i powiedziałem szeptem :
- Masz jakiś plan?!
- Jasna sprawa.
Odpowiedziała z uśmiechem Sue.
Była już noc, zaklęciem naprawiliśmy wioskę, namioty stały jak dawniej.
My spaliśmy w jednym z nich. Kiedy się obudziliśmy, a było naprawdę wcześnie, wyszliśmy z namiotu.
Wszyscy ludzie normalnie pracowali, targi były otwarte, a kobiety siekały motyką różne rośliny. Żółte dzieci biegały, chyba bawiły się w berka. Berek ten, wyglądał trochę dziwnie. Jedno z nich rzucało w innych kokosem, wtedy to następna osoba była "rzucającym". 
Zjedliśmy śniadanie, tj. Ryba z różnymi owocami. Popijaliśmy winem z dzikiej róży, spokojnie, nie było one z alkoholem.
Po skończonym śniadaniu oboje wyciągnęliśmy różdżki.
Pomachaliśmy nimi i nagle polane otaczał pół okręg. Była to tarcza.
Potem wyczarowaliśmy zielonego smoka, oczywiście widzieli go tylko Ci, co stali za okręgiem.

Ciąg Dalszy nastąpi.




wtorek, 8 listopada 2011

Wciągająca książka - cz.2

Witajcie!
Tak jak wiecie, zostałem wciągnięty przez książkę. Oto co działo się później:

Był następny dzień. Słońce było w zenicie, przez co było okropnie gorąco. Sue obudziła się, zjadła śniadanie, odświeżyła się i ubrała w kolorowe ciuszki. Postanowiła mnie odwiedzić..
Stała tuż pod drzwiami mojej chatki, zapukała, i nic. Zapukała ponownie, dalej nic, zapukała jak najmocniej potrafiła, jednak nikt się z chatki nie odzywał. Wyciągnęła różdżkę, której koniec świecił na pomarańczowo. Wycelowała w drzwi mojej chatki, a te otworzyły się. Weszła do środka, rozejrzała się po chatce, i nigdzie mnie nie było. Postanowiła mnie poszukać..

Wracając do mnie. Po wessaniu do książki, czułem ogromny ból głowy. Obracałem się chyba milion razy na minutę. Wreszcie wszystko ucichło, poczułem mocny wiatr. Czułem pod nogami trawę, otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Stałem na jakiejś polanie, głęboko urozmaiconej roślinami. Drzewa oplatały kolorowe róże, z ziemi wyrastały ciemno krwiste ( na oko ) porzeczki. Słońce rzucało rozstrzelony cień, co jakiś czas przelatywały różnokolorowe orły.

Wracamy z powrotem do Sue. Biedna dziewczyna przebyła całe Panfu, nie było mnie nigdzie! Wreszcie postanowiła sprawdzić komnatę Kamarii. Ajć! Gdy już tam była zobaczyła jak Kamaria podlewa kwiaty na tarasie. Sue różdżką sprawiła, że stała się niewidzialna i przedostała się do komnaty. Tam zobaczyła książkę która leżała na ziemi. Na palcach podeszła do niej, rozpoczął się kolejny rytuał "wessania". Sue także została przeniesiona do mnie.

A teraz znów ja. Kiedy tak obracałem się w miejscu, pełen podziwu, wsłuchany w śpiew ptaków i szum liści, usłyszałem jakby ktoś stanął na patyk który się złamał. Zerwałem się. Nagle zza drzewa wyleciała paląca się strzała, wskoczyłem w pobliskie krzaki. Strzała upadła na ziemię spalając nieco trawy. Nagle zza drzewa wyszedł żółty człowiek. Miał brązowe, bardzo grube, opadające na boki włosy. Miał szerokie bary, oraz miał jakieś 150 cm wzrostu. W ręku trzymał maczetę. Nagle w ziemię strzelił szary piorun, ogromnie się wystraszyłem. W miejscu w które uderzył piorun, stała wysoka panda. Ubrana była w szare ciuchy, oraz miała długą, szarą brodę. Na oku miał czarną opaskę. Nagle, w rękach tej pandy pojawiły się dwa sztylety. Rozpoczęła się miedzy nimi walka. Tępe odbijania miecza od sztyletu rozlegały się po lesie. Nagle szara panda zniknęła, na polanie leżała ta żółta. Podbiegłem do niej czym prędzej. Leżała z otwartymi oczami, i wpatrywała się w niebo.
- To mój koniec...
Powiedziała panda podnosząc bluzkę. Ukazała się głęboka rana, panda krwawiła. Nagle wyciągnąłem różdżkę, i wymachnąłem nią prosto w ranę. Z początku panda zagryzła wargi, ale zaraz uśmiechnęła się.
Wstaliśmy oboje. Nagle na polane przyleciały setki motyli. Rozprysły się one w powietrzu, a liście drzew stały się fioletowe. Niektóre drzewa wpadły pod ziemię, ukazując ścieżkę.
- Co się tu dzieje?!
Spytałem żółtego.
- Jestem Karen, czarodziej leśnych Panda-Elfów. Od setek lat jesteśmy nękani przez naród...
Urwała nagle panda.
- Czyj naród?
Spytałem. Karen rozejrzał się po polanie, i szeptem powiedział :
- Naród Czarnego Maga.
- Kim on jest?
Znów spytałem.
- Czarny Mag... został wysłany w inny wymiar. To dzięki wodzowi Sentowi. Chodźmy do wioski, zanim znów nas zaatakują.
Odpowiedział. Nagle wyciągnął rękę, wskazując na ścieżkę. Zrozumiałem jego znak, kazał mi iść tą ścieżką.
Jak mi kazano, tak i zrobiłem. Ruszyłem pierwszy, Karen podążał za mną.
- Do jakiego wymiaru został wysłany Czarny Mag?
Zapytałem.
- Nie znamy go dokładnie. Wiemy tylko, że posiadł moc Kamienia, która w naszym wymiarze jest najsilniejsza.
Odpowiedział drżącym głosem.
Resztę drogi milczałem. Wreszcie doszliśmy do pewnego miesjca. Była to wioska Prantu. Była to niewielka polana, wokół której stały namioty, utkane z różnych materiałów. Na środku polany znajdował się wystrugany pomnik, który miał chyba skrzydła orła, pazury niedźwiedzia, i wiele rzeczy zwierząt leśnych. Pod pomnikiem znajdował się okrąg kamieni, to było ognisko. Nagle z największego namiotu wyszedł złoty człowiek, który miał na sobie białą szatę. Nagle wszyscy ucichli. Popadali na kolana i głową dotykali ziemi. Nie wiedziałem co mam zrobić, nagle Karen pociągnął mnie za nogawkę i kazał zrobić to co inni. Zrobiłem to. Leżałem chyba dobre 5 minut.

Ciąg dalszy nastapi . ;)

A w kolejnej części :

Sue przybędzie do naszej krainy, ale czy trafi do miasta? Przeżyjemy atak klanu Czarnego Maga. Oraz dowiemy się nieco więcej o NIM.

Do zobaczenia!

Wciągająca książka - cz.1

Wróciliśmy tego dnia na Panfu. Po nauce w szkole Jerfesson dla początkujących czarodziejów, wiemy już naprawdę wiele. Słońce już powoli zaczęło zachodzić, staliśmy na tarasie. Widzieliśmy jak Kamaria pośpiesznie prowadzi Paula do jego pokoju, zamknęła za sobą lekko skrzypiące drzwi, i tyle ich widział. Minęło kilka minut, wpatrywaliśmy się w góry Bitterlandi.
- Czy myślisz, że kiedyś go odnajdziemy?
Zapytała Sue poprawiając swoje rude włosy które poleciały jej na oczy.
- Doszlifowaliśmy swoje umiejętności, więc mamy znacznie większe szanse.
Odpowiedziałem, nadal patrząc przed siebie.
- Ciekawa jestem... Jak on wygląda.
Powiedziała Sue rozmarzonym głosem.
- Normalnie, jak Panda.
Odpowiedziałem, po czym wyszczerzyłem zęby. Sue lekko zaśmiała się.
- Chcesz batona?
Spytałem Sue, podchodząc do automatu.
- Możesz mi jakiegoś wziąć.
Odpowiedziała. Ja upewniłem się, czy nikogo nie ma i wyciągnąłem z kieszeni moją drewnianą różdżkę.
(Wszyscy mamy drewniane) Ta zaświeciła na zielono i po chwili zgasła. Dotknąłem nią automatu a wszystkie rzeczy z automatu zaczęły we mnie strzelać. Dostałem kilkoma puszkami z Coli w brzuch, po czym upadłem na podłogę. Automat dalej wypluwał batony, żelki, gumy, etc. Sue podeszła i zgrabnie wyciągnęła różdżkę. Pomachała nią, a pomarańczowe kule wystrzeliły w stos smakołyków. Słodycze zaświeciły na pomarańczowo i zniknęły, nagle w automacie zaświeciło się na pomarańczowo i były tam wszystkie rzeczy.
- Chyba jednak sama go sobie kupię, prędzej by Cię ten automat zabił.
Powiedziała sarkastycznie.
- Nie gadaj tyle i pomóż mi wstać.
Odpowiedziałem. Sue wyciągnęła rękę i ja złapałem się jej, i byłem już na równych nogach.
Sue różdżką wyciągnęła dwa batony i dała mi jednego. Siedzieliśmy na murku patrząc na ptaki przelatujące nad naszymi głowami.
Było już ciemno. Chłodny wiatr powiewał czasami silniej, a czasami nie. Zeskoczyłem z muru, i podbiegłem do drzwi Paula. Przyłożyłem ucho do dziurki na klucze i usłyszałem taki oto dialog:

Kamaria - Słuchaj Paul! Nie możesz dotykać moich rzeczy, są naprawdę niebezpieczne!
Paul- Ale ja...
Kamaria - Ta książka którą miałeś w łapce, jakie szczęście że jej nie otworzyłeś bo.

Reszty nie usłyszałem, ponieważ Sue złapała mnie za rękę i pociągnęła pod murek.
- Czyś ty oszalał ?!
Zapytała szeptem.
- No co?
Spytałem niewinnie.
- To Kamaria, a ona, nie może dowiedzieć się o naszej magii...
Powiedziała Sue patrząc na mnie.
- Ale ja tylko...
Odpowiedziałem drapiąc się po głowie.
- Tylko co ? Podsłuchiwałeś ich, a gdyby Kamaria otworzyła nagle te drzwi?!
Znów powiedziała dość głośnym szeptem.
- Słuchaj, Kamaria mówiła coś o książce, której Paul miał nie dotykać. I " miał szczęście że jej nie otworzył ".
Musimy to sprawdzić!
Powiedziałem ambitnie.
- Niee. Ja się do tego nie pcham.
Powiedziała Sue kręcąc głową.
- Rób jak chcesz, ja tam idę.
Powiedziałem wstając. Byłem już na ostatnim schodku, kiedy zobaczyłem jak Sue idzie za mną.
- No i co? Skusiłaś się?
Spytałem z uśmieszkiem.
- Ja idę z Tobą, bo byś od razu coś schrzanił.
Odpowiedziała ZNÓW z sarkazmem.
- Ja ? Ja sobie poradze!
Powiedziałem.
- No to zobaczymy, narka!
Powiedziała po czym zniknęła.

Otworzyłem drzwi do pokoju Kamarii, paliło się kilka świec, przez co nie było ciemno. Jednak takie światła, były dla mnie za słabe. Wyjąłem różdżkę i zaświeciłem ją. Zielone światło otoczyło całą komnatę.
Podszedłem do półki z książkami. Na ziemi leżała książka. Podniosłem ją, nie miała ona tytułu. Z dwóch stron była ciemnobrązowa.
" Jakie szczęście że jej nie otworzyłeś "
Ta myśl przyszła mi do głowy. Wahałem się, czy otworzyć tą książkę.
- Lepiej żałować że się coś zrobiło, niż żałować że się czegoś nie zrobiło...
Powiedziałem sam do siebie i otworzyłem książkę.
Nagle strony książki same się przewracały, i zaczęły świecić na różne kolory. Powstał wir, ja upuściłem książke, a ona wessała mnie...


Co było dalej dowiecie się później...

Poowrót.

Witajcie Pandy!

Wybaczcie nam, że nie mogliśmy pisać. Jednak musieliśmy wyjechać. Jako czarodzieje, musieliśmy doszlifować nasze umiejętności. Nie myślcie sobie, że blog nadal będzie stary, i zakurzony. Otóż NIE!
Nasz powrót przynosi wiele misji, zadań i niespodzianek.

ROZPOCZYNAMY KOLEJNĄ SERIĘ PRZYGÓD

W której dowiemy się kim jest nasz ostatni czarodziej, poznamy sekret Sue, oraz zwalczymy zło.
Śledźcie bloga dość często! ;)

sobota, 17 września 2011

Eliksir zamiany Sue cz.2

Cześć ! Dziś napiszę co stało się później :)

Podszedłem do Sue, i spytałem co teraz. Ona tylko powiedziała że to jakiś efekt uboczny. Mówiła mi abym założył jakąś wielką czapkę. Szybko zajrzałem do szuflady, i długo tam szukałem. Wreszcie znalazłem Czapkę Piracką którą kiedyś miałem jak grałem przedstawienie w szkole.
Szybko ją włożyłem , na szczęście nie było widać moich piór na głowie. Sue już obmyśliła plan. 
Musimy zakraść się do Wieży Kamarii i pożyczyć od niej Odczyniacz Zaklęć i Eliksirów. Następnie sypnąć nim na mnie i nie będę miał tych piór.
Działaliśmy według planu, ale nagle odkryliśmy że Kamaria jest w wieży. Powiedziałem do Sue :
Słuchaj, Ty musisz wspiąć się po tym krzaku do okna, potem ja zawołam Kamarię i ukryję się pod Peleryną Niewidką. Wtedy ty wyrzucisz przez okno proszek, ja go złapie, posypię się i odrzucę Ci. W tym czasie Kamaria zajmie się Pandą którą wyczaruje. 
Wszystko działało według planu, wreszcie Sue wyskoczyła z okna, i wróciliśmy do chatki. 

Słuchajcie, ostatnio trochę siedziałem i użyłem mej mocy do odnalezienia 3 pandy. Wiem tylko że to chłopak i że znajduje się gdzieś w ... Bitterlandi !
Chyba będziemy musieli przygotować nasze miotły.

Do zobaczenia !